Maseczka zamknięta jest w typowym dla produktów bingo spa przezroczystym słoiku z papierową etykietką. Niestety z biegiem czasu, kontaktu z wodą etykiety zaczynają odchodzić od opakowania i brzydko wygląda. Otrzymujemy 120 g produktu w cenie 12 złotych.
Dla ciekawych zamieszczam skład maseczki :
Jak widać na początku woda, gliceryna i tytułowy olej migdałowy - wysoko w składzie. Dalej raczej nie widać wartościowych składników. Powinno być wszystko ładnie, pięknie, niestety tak nie było. Kiedy użyję maseczki po wcześniej zrobionym peelingu, twarz zaczyna lekko piec. Za pierwszym razem myślałam, że może tak ma być, jakie było moje zdziwienie kiedy po zmyciu produktu miałam lekko zaczerwienione policzki i brodę. Zwłaszcza, że moją twarz na prawdę nigdy nic nie podrażniło. Dlatego dałam jej jeszcze dwie szanse, za każdym razem było to samo. Co prawda zaczerwienienie znikało po około 30 minutach od zmycia ale widać, że coś jest nie tak. Pomimo zaczerwienienia twarz była dosyć gładka, delikatna.
Konsystencję ma rzadszą niż maseczka błotna, bardziej galaretkowatą, o białej barwie. Wystarczy niewiele produktu aby pokryć całą twarz. Zapach przypomina mi budyń waniliowy, jednak jest trochę bardziej chemiczny. Ciężko z dostępnością, można ją dostać głównie w sklepach internatowych. Polecana jest dla osób ze skórą suchą i podrażnioną, a przy mojej cerze normalnej powoduje podrażnienie. Zatem nie wiem jak się sprawdza na cerze problematycznej.
Niestety od siebie jej nie polecam ale jest to tylko moja subiektywna opinia, jak w każdej recenzji. Może u innych sprawdza się lepiej?
Niestety nie znam więc nie mogę stwierdzić jak sprawdziłaby się u mnie.
OdpowiedzUsuńNie znam tej maseczki, a z Bingo SPA miałam tylko zjełczałe oleje. Minie trochę czasu zanim zamówię coś po raz kolejny :)
OdpowiedzUsuńnigdy jej nie miałam
OdpowiedzUsuńDo tej pory miałam tylko kosmetyki do włosów z Bingo ;)
OdpowiedzUsuń