sobota, 31 sierpnia 2013

Pierwsze denko - sierpień 2013

Jak widać w tytule postanowiłam zorganizować sobie denko. Często widywałam je na innych blogach, to jest na prawdę fajny a przede wszystkim skuteczny sposób na wykończenie zalegających nam kosmetyków. Mam bardzo dużo tzw "resztek" czy to odżywek czy kremów. Zatem zmobilizowałam swoje siły, na początku sierpnia mniej więcej sobie postanowiłam co chcę zużyć w pierwszej kolejności i tak oto postało moje pierwsze denko, z którego na prawdę się cieszę.



Na zdjęcie niestety nie załapał się tusz, który skończył się na początku sierpnia, z rozpędu wyrzuciłam go do kosza.


Wiem, miało nie być już rewolucji na mojej głowie i zabaw z rozjaśnianiem. Niestety nie miałam wyjścia, dół był cały czas prawie czarny. Wybrałam w drogerii ten rozjaśniacz gdyż jako jedyny dostępny rozjaśniał tylko o 4 tony, a nie o 8. Wybrałam mniejsze zło. Szczerze mówiąc, obawiałam się kondycji włosów. Okazało się, że nie miałam czego, a kolor już mniej więcej się zrównał, przede wszystkim nie mam już ciemnej grzywki i pasm przy twarzy. Więcej o tym produkcie napiszę niebawem. Na razie mogę powiedzieć tyle, że jeśli miałabym w planach kiedyś rozjaśnianie to sięgnęłabym po ten produkt ponownie.


Zużyłam również peeling joanny, o którym pisałam tutaj . Nie mam nic więcej do dodania, wszystko już napisałam w recenzji. W kolejce stoją dwie miniaturki peelingów ale po ten w przyszłości chętnie sięgnę ponownie.
Dalej mamy już zużycia typowo włosowe, gdyż tych produktów mam sporo nieskończonych. Na pierwszy ogień poszedł szampon garnier fruity passion. Szczerze mówiąc nigdy w życiu nie miałam tak fajnego szamponu. Pewnie myślicie dlaczego? Przecież on ma tylko myć. Ten ma olejki w składzie co sprawia, że włosy nie są splątane, a pokryte delikatnym filtrem ochronnym, który czuć podczas spłukiwania. Dodatkowo nieziemski zapach i wydajność. Czego chcieć więcej, dla mnie jest bezkonkurencyjny. Teraz mam inny ale do tego na pewno wrócę jeszcze nie raz.


Maska alterry pisałam o niej w tym poście . Przy okazji porównania jej do odżywki, jeśli interesuję was moja opinia to zapraszam. Na pewno nie kupię jej ponownie .
Olejek Babydream, to moje drugie opakowanie wersji miniaturowej. Pomimo zużycia dwóch tych opakowań, nie zrobił na moich włosach efektu wow. Więcej na jego temat napiszę niebawem. Teraz powiem tylko tyle, że raczej nie kupię ponownie

Jak już wspomniałam wyżej na zdjęcie nie załapała się maskara LOVELY, CURLING PUMP UP MASCARA. O niej także już pojawiła się recenzja . Gorąco ją polecam, jest tania, daje na rzęsach piękny efekt. Nie osypuje się, nie tworzy efektu pandy. Aktualnie zaczęłam drugie opakowanie, raczej szybko się z nią nie rozstanę chyba, że będę chciała poeksperymentować z nowościami. Na pewno kupię ponownie.

Miałyście któryś z wyżej przedstawionych produktów? Stosujecie projekt denko?

czwartek, 29 sierpnia 2013

Marmurkowe szaleństwo - Akcja z KOKietką !

Manicure z użyciem metody saran wrap chodziło za mną już od jakiegoś czasu. Moje pierwsze podejście mogliście zobaczyć tutaj . Wiedziałam, że na pewno do niej wrócę, jest dziecinnie prosta, a można wyczarować na prawdę fajny manicure. Jakiś czas temu na blogu KOKietki widziałam fajny projekt. Niestety nie mogłam dołączyć do pierwszej części gdyż nie posiadam ćwieków. Jednak kiedy zobaczyłam marmurkowe wyzwanie od razu postanowiłam dołączyć. Jeśli chodzi o moje manicure, długo nad nim nie myślałam. Od razu wiedziałam, że połączę odcienie mięty, nie chciałam robić jakiś większych zdobień bo to marmurek jest myślą przewodnią. Zdecydowałam się na dwie większe cyrkonie : miętową i srebrną. Efekt końcowy bardzo mi się podoba, jest delikatny i elegancki ale nie banalny. Przepraszam ale na środkowym palcu załapał się jakiś paproszek, na żywo go nie widziałam. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.

Krótka instrukcja saran wrap :
1. Malujemy paznokcie lakierem podkładowym, czekamy aż wyschnie.
2. Malujemy paznokieć drugim wybranym przez nas odcieniem.
3. Dociskamy pogniecioną folią tyle razy, aż efekt będzie zadowalający.
4. Tak postępujemy z każdym kolejnym paznokciem.
Lepiej kiedy lakier podkładowy jest jaśniejszy wtedy uzyskujemy lepszy efekt. Używałam zwykłej zrywki na zakupy, ważne jest aby folia była miękka. Twarda po zgnieceniu może być ostra i podrapać nam lakier podkładowy. Oto cała filozofia tej metody. Prosta prawda?


Czego użyłam :



Oto efekt końcowy :







Po kilku dniach noszenia postanowiłam je zmatowić. Efekt jest jeszcze lepszy wygląda jak prawdziwy marmur. Przepraszam, za odrost ale mani ma już kilka dni.





Na koniec odsyłam was do akcji z KOKietką. Tam znajdziecie szczegółowy opis projektu oraz zasad. Wystarczy kliknąć w napis pod obrazkiem.





Jak wam się podoba moja wersja saran wrap? Próbowałyście tej metody? Wolicie wersję w połysku czy macie?

wtorek, 27 sierpnia 2013

Lovely Gloss Like Gel nr 401 - pomarańcz z różowym schimmerem

Po ostatnich delikatnych kolorach czas na coś żywszego. Mianowicie dziś mowa o Lovely Gloss Like Gel nr 401. Co do koloru, jest to pomarańcz ale nie taka typowa, jest dosyć oryginalna. Dodatkowo ma różowy schimmer. Kiedy zobaczyłam ją w buteleczce, miałam mieszane uczucia. Pomimo wszystko wzięłam ten lakier, zwłaszcza, że wtedy była promocja -40% na kolorówkę. Zatem jak nie wziąć skoro tak kusi, a dodatkowo jest promocja. Kiedy jednak pierwszy raz pomalowałam nim paznokcie, zakochałam się. Pięknie na nich wygląda, współgra z dłońmi. Ten pomarańczowy odcień nie jest typowo rażący, czasami może przypominać czerwień.



PODSTAWOWE INFORMACJE :

Firma : Lovely Gloss Like Gel
Odcień : nr 401
Pojemność : 8ml
Cena : 5,69zł, często można je spotkać w promocji
Krycie : 2 warstwy
Pędzelek : szeroki


MOJA OPINIA :

Mam kilka odcieni z tej serii, szczerze mówiąc polubiłam te lakiery. Pomimo tego, że ma żelową konsystencję dobre krycie uzyskałam już po dwóch warstwach. Co prawda pod światło końce lekko przebijają jak można dostrzec na zdjęciach. Niestety w moim przypadku to przez bardzo białe końcówki, które ciężko zakryć. u siostry po dwóch warstwach było idealnie. Krycie na pewno zależy też od odcienia. Czas schnięcia jest bardzo szybki pomimo nałożonych dwóch warstw. Duży plus za pędzelek, jest szeroki, malowanie nim to sama przyjemność. Jeśli nabierzemy odpowiednią ilość, z tym pędzelkiem nie ma szans na zalanie skórek. Bardzo dużym plusem jest połysk, na zdjęciach lakier bez topu. Pomimo tego połysk jest fenomenalny.







Macie w swoich zbiorach lakiery z tej serii? Jakie są wasze odczucia?

niedziela, 25 sierpnia 2013

Garnier oleo repair.

Dziś mam dla was post włosowy, dawno nie było o produkcie do włosów. Mianowicie opowiem wam o kolejnym kosmetyku do włosów firmy garnier, który potrafi ujarzmić i zadowolić moje fale. Przedstawiam wam garnier oleo repair, na pewno wiele osób ją już zna i może polubiła ją tak bardzo jak ja?


OD PRODUCENTA :

Garnier Fructis opracował formułę zawierającą ultra delikatne i ultra lekkie olejki z owoców. Wnikają one do wnętrza włosa, aby naprawić wewnętrzne mikroubytki. Rezultat : włosy są dogłębnie odbudowane i zregenerowane, promienieją zdrowiem, zapewniają nieskończoną miękkość i naturalność.


OPAKOWANIE :

Typowe dla produktów garniera, plastikowe o pojemności 200 ml. Stoi dnem do góry, zatem produkt cały czas spływa i nie mamy problemu aby go wydobyć nawet kiedy jest go niewiele. Przyjemna szata graficzna opakowania, żółte z biało zielonymi akcentami. Jest wygodne w użyciu.


SKŁAD :


Tytułowe oleje są w różnej ilości, najwięcej jest olejku z oliwy znajduję się dość wysoko w składzie. Dodatkowo mamy kilka ekstraktów z : trzciny cukrowej, zielonej herbaty, jabłka, skórki cytryny, jednak są one porozrzucane po całym składzie więc z ilością różnie. Mamy również sporo substancji zapachowych, zatem lepiej nie nakładać na skalp zwłaszcza osoby z wrażliwą skórą głowy. Niezgoda z CG. Jeśli ciekawi was bardziej fachowa i szczegółowa analiza, odsyłam was na wizaż, na wątek analizowy.


KONSYSTENCJA/WYDAJNOŚĆ :

Produkt jest gęsty, zwarty. Bardzo wydajny, wystarczy niewielka ilość, aby pokryć włosy. 


ZAPACH :

Orzeźwiający, trochę jakby owocowy. Bardzo przyjemny, wyczuwalny na włosach.


CENA/DOSTĘPNOŚĆ :

Zależy od miejsca w jakim kupujemy, można ją dostać już za 7 zł. Dostępny jest w większości drogerii i większych marketach.


MOJA OPINIA :

Stosuję ją już od dłuższego czasu, zostało mi na jakieś 4 użycia. Na prawdę bardzo fajny produkt, dosyć treściwy, może obciążać, przy regularnym stosowaniu po każdym myciu. Fenomenalnie wygładza i ujarzmia włosy, stają się gładkie i śliskie. Tworzy na nich filtr ochronny. Dodatkowo czas oczekiwania na spłukiwanie umila nam jej orzeźwiający zapach. Typowo emolientowa odżywka, która świetnie się u mnie sprawdza zwłaszcza w deszczowe dni, trzyma moje włosy w ryzach. Na pewno wrócę do niej jeszcze nie raz.

Lubicie produkty do włosów garniera? Używałyście oleo repiar?

sobota, 24 sierpnia 2013

Lakierowe nowości #1

Wczoraj wybrałam się z siostrą na zakupy, głównie jako "doradca". Oczywiście na doradzaniu się nie skończyło. W planach miałam zakup piaska z GR oraz bazy peel off z esence, oczywiście nie było ani jednego ani drugiego. Udało mi się natomiast dostać na małym stoisku dwa brokaty z Safari, wiem że część z was ma mieszane uczucia co do nich, ja je jednak lubię poza tym, to są brokaty więc nie ma co przepłacać, gdyż te są na prawdę fajne, mają mnóstwo drobinek. W drogerii zdecydowałam się na naklejki z essence. Aż wstyd się przyznać ale tylko raz w życiu używałam naklejek i to za czasów gimnazjum czyli dawno temu. Nie wiem czemu tak długo z nich nie korzystałam, przecież można stworzyć dzięki nim bardzo fajny manicure. Kiedy wracałyśmy na dworzec, z ciekawości wstąpiłyśmy do małego sklepiku z akcesoriami do włosów i lakierami. Tam znalazłam te piękne małe topy, wręcz objawienie. Niestety pani nie miała dużego wyboru dostępne było tylko sześć sztuk, wybrałam te cztery i podbiły moje serce od razu kiedy tylko je ujrzałam. Nie będę zbyt dużo się o nich rozpisywać, gdyż na pewno pojawi się niebawem post, z manicure, w którym właśnie użyłam jednego z nich. wtedy napiszę coś więcej. Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, iż obawiałam się że będzie to bardzo wodnisty i kłopotliwy top jednak sprawdziłam to i byłam w ogromnym błędzie. Top jest gęsty i nabiera się mnóstwo drobinek. Teraz koniec tego gadania, czas na zdjęcia.









Spotkałyście się może z tymi topami? Często używacie naklejek przy zdobieniu paznokci?

piątek, 23 sierpnia 2013

Błękit i kwiaty.

Ten manicure wykonałam jakoś po moim neonowym cieniowaniu, chciałam coś spokojniejszego. Postawiłam na moje ulubione odcienie błękitu. Jako podkład wybrałam lakier Safari HD 37. Kiedy już pomalowałam uznałam, że na paznokciach jest trochę nudno. Szybko chwyciłam sondę i zrobiłam kwiatki w niebieskim kolorze, z białym wypełnieniem. Może i nie jest idealnie, gdyż biały i nie miał dobrego krycia ale pomimo wszystko podobało mi się.

Użyłam :


A oto moje mani :





Jak wam się podoba taka kombinacja kolorów? 

środa, 21 sierpnia 2013

Sally Hansen Double Duty Strengthening Base & Top Coat - i tak i nie.

Tym razem pozostaniemy w paznokciowym temacie. Kiedy zaczęłam się bardziej interesować, paznokciami ich pielęgnacją oraz zdobieniem, dowiedziałam się jak ważną rolę odgrywa w ich przypadku baza. Dlaczego? Na pewno nie raz każdej zdarzyły się przebarwione, żółte paznokcie. Wyglądają wtedy niezbyt estetycznie, nie da się tego pozbyć i trzeba dalej brnąć w malowanie aby zakryć te przebarwienia. Właśnie między innymi dobra baza ma nam ich oszczędzić, a także chronić nasze paznokcie i przedłużać trwałość naszego manicure.
Nie jestem specjalistką w temacie baz i topów do paznokci, wybór jest na prawdę ogromny. Kiedy wybrałam się do drogerii w celu właśnie zakupienia bazy i topa, nie miałam pojęcia na co się zdecydować. Owszem podeszła do mnie ekspedientka z uśmiechem na twarzy pytając czy pomóc. Jednak kiedy jej powiedziałam czego szukam, jej wyraz twarzy zmienił się całkowicie i pojawiło się zakłopotanie, widać było, że nie za bardzo wie co polecić. Po prostu pokazała mi wszystkie możliwe produkty.
Ciężko było się zdecydować, ostatecznie jako bazę wybrałam właśnie tytułowe SH jednak nie byłam do końca przekonana jak sprawdzi się jako top, zatem wzięłam również preparat KillyS.
SH używam 3 miesiące przy każdym manicure jako bazę, używałam jej również kilkakrotnie jako top. Myślę, że wyrobiłam sobie już na jej temat zdanie, teraz podzielę się nim z wami.




OD PRODUCENTA :

 "Mocniejsze, idealnie odżywione paznokcie, trwały manicure ze wspaniałym połyskiem!"
Innowacyjna podwójna formuła z odżywczą prowitaminą B5 i utwardzającym nylonem. Preparat nakładany jako baza pod manicure odbudowuje i wygładza płytkę paznokciową oraz utrzymuje kolor lakieru przez dłuższy czas. Stosowany jako utwardzacz, nakładany na warstwę lakieru kolorowego chroni i przedłuża trwałość manicure, tworząc odporną powłokę nylonową.


PODSTAWOWE INFORMACJE :

Firma : Sally Hansen Double Duty Strengthening Base & Top Coat
Pojemność : 13,3ml
Cena : różna, zależy od miejsca w którym kupujemy, udało mi się dostać w drogerii w promocji za 11,99zł
Pędzelek : cienki długi




MOJA OPINIA :

Pierwsze zastosowanie czyli SH jako baza. W tym przypadku sprawdza się idealnie. Wystarczy nałożyć jedną warstwę na wcześniej odtłuszczone paznokcie, zasycha bardzo szybko. Mogę śmiało ją polecić. Na moich paznokciach nie pojawiły się żadne przebarwienia, nie łamią się i nie rozdwajają, a maluję paznokcie cały czas, nie wyobrażam ich sobie teraz niepomalowanych. Używam różnych odcieni od jasnych przez jaskrawe, a kończąc na ciemnych, pomimo tego płytka jest nadal w takim samym stanie. Lakier nie odchodzi płatami, dobrze się trzyma na tej bazie. Dodatkowo produkt jest w takim samym stanie jak przy pierwszym użyciu. Konsystencja się nie zmieniła.

Drugie zastosowanie czyli jako top. Tutaj kompletnie się dla mnie nie sprawdza, może dlatego, że pokochałam produkt KillyS i bije SH na głowę. Dawałam mu na prawdę kilka szans, na lakierach z różnych firm ale niestety na każdym sprawdzał się tak samo. Końce ścierały się już na drugi dzień, raz nawet lakier odskoczył tego samego dnia. Szkoda, gdyż fajnie by było mieć produkt 2w1 który na prawdę działa, a tak musimy dokupić dodatkowo top, który teoretycznie przecież już mamy.

Podsumowując gorąco polecam jako bazę, jednak jeśli szukacie dobrego produktu nawierzchniowego to SH na pewno nim nie jest.



Znalazłyście już swoją ulubioną bazę? Może macie SH, jakie są wasze odczucia?

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Safari nr 406 czyli mięta idealna

Chyba większość osób zna lakiery Safari, z charakterystyczną zakrętką przyozdobioną motywem zebry. Można je spotkać w małych drogeriach, stoiskach lakierowych czy w sklepach " po 4zł ". Nie należą one do najtrwalszych to fakt ale dobry top załatwia sprawę i możemy się dłużej cieszyć swoim mani. Uwiodły mnie przede wszystkim szeroką gamą kolorystyczną i oczywiście ceną kosztują około 3zł.
Od dłuższego już czasu poszukiwałam mojej idealnej mięty. W moim lakierowym zbiorze mam jedną ale jest bardzo ciemna, chciałam coś jasnego i delikatnego. W końcu znalazłam oczywiście w gamie Safari, zakochałam się wręcz w tym odcieniu.
Dodatkowo lakiery Safari mile mnie zaskoczyły, wcześniejsze miały cienki pędzelek, a ostatnie dwa jakie kupiłam mają już szeroki i maluję się nim fenomenalnie, lepiej niż wcześniej.
Lakier na zdjęciach jest bez topa, należy on do kremowych więc połyskuję bardzo delikatnie.
Koniec tego gadania zobaczcie i oceńcie same moją idealną mięte.





Przepraszam, za malucha skórka upaćkana, zauważyłam to dopiero na zdjęciach.
Jak wam się podoba ten odcień? Może wolicie ciemniejszą wersję mięty?

środa, 14 sierpnia 2013

Dabur Amla Hair Oil - śmierdziuch do włosów

Olejku do włosów jeszcze na tym blogu nie było, zatem najwyższy czas to nadrobić. Zapraszam was na recenzję sławnego olejku Dabur Amla do włosów ciemnych. Kupiłam go skuszona wieloma pozytywnymi opiniami, wiele się naczytałam oo dobroczynnym działaniu indyjskich kosmetyków na włosy. Każda z nas na pewno widziała nie raz w życiu w boolwodzkich filmach, kobiety o pięknych, gęstych, lśniących włosach. Mieć takie to po prostu marzenie. Przejdźmy jednak do rzeczywistości, która w moim przypadku nie była tak kolorowa.



OD PRODUCENTA :

Olejek Amla zawiera wyciąg z owoców amla (amalaki - agrestu indyjskiego), sprawia, że włosy stają się po nim są sprężyste, zdrowe, błyszczące. Będziesz mieć wrażenie, że włosy są odżywione od środka i mieć poczucie lepszej pielęgnacji. Amla ma świeży, orientalny zapach, jest sekretem pięknych włosów kobiet z Indii.

Zastosowanie :
Przeznaczony dla włosów od ciemnego blondu po czarne.

  • W celu osiągnięcia najlepszych rezultatów wmasuj 1 do 2 łyżeczek olejku w skórę głowy oraz włosy i odczekaj pewien czas (idealnie ok. 1 godziny ale można również pozostawić olejek we włosach na cała noc a głowę umyć rano)
  • Następnie użyj dobrego szamponu takiego jak na przykład Shikakai . Wmasuj delikatnie szampon we włosy oraz skórę głowy następnie spłucz dokładnie
  • Najlepsze rezultaty osiągniesz używając olejek 3 razy w tygodniu

OPAKOWANIE : 

Zwykła plastikowa buteleczka o pojemności 100 ml z zieloną zakrętką. Szata graficzna to przede wszystkim ciemna zieleń ze złotymi akcentami. Na zakrętce jest wytłoczone drzewo i napis Dabur.



SKŁAD :

Light liquid paraffin, RBD Canola oil, RBD Palmolein oil, Parfume, Amla Extract,TBHQ, CI 47000, CI 616565, CI 26100

Skład jest krótki, jednak nie powala na kolana.  Na pierwszym miejscu mamy parafinę, której jest najwięcej w całym olejku. Natomiast tytułowy ekstrakt z amli jest zaraz po zapachu czyli mamy go na prawdę nie wiele.


KONSYSTENCJA/WYDAJNOŚĆ :

Konsystencja oleista ale dosyć rzadka. Olejek jest koloru zielonego, blondynki powinny uważać. Produkt wydajny, używam od dłuższego czasu, a jeszcze mam 1/3 opakowania.



ZAPACH :

Nietypowy, niespotykany u nas, raczej takie orientalny. Ciężko się ustosunkować, mi osobiście strasznie cuchnie, mojemu otoczeniu również. Jednak część użytkowniczek go sobie chwali.


CENA/DOSTĘPNOŚĆ :

Cena uzależniona jest od pojemności, ja posiadam olejek o najmniejszej i dałam na popularnym portalu aukcyjnym około 10 zł. Dostępne są również pojemności 200 ml, 300 ml. Można go dostać w różnych sklepach internetowych.


MOJA OPINIA :

Tutaj zaczynają się schody. Nie polubiłam się z tym produktem już od pierwszego użycia. Przede wszystkim przez zapach, jest dla mnie strasznie uciążliwy, czasami wręcz bolała mnie już od niego głowa. Jeśli chodzi o działanie, używałam namiętnie przed zmianą koloru na moich praktycznie czarnych włosach i w sumie nie zauważyłam żadnego zbawiennego wpływu. Podobno wzmaga blask, ja niestety nie mogę się do tego odnieść, gdyż moje włosy błyszczą i bez niego. Odżywienia również nie zauważyłam. Przejdźmy do składu, głównym składnikiem olejku jest parafina, jakież było moje zaskoczenie kiedy nie domyłam go delikatniejszym szamponem. Aby zmyć go z włosów należy używać mocniejszych szamponów, co dla niektórych może mijać się z celem, bo przecież nie po to na co dzień myją łagodnym, aby olej, który ma odżywiać, zmyć agresywnym. To by było na tyle, na pewno nie kupię go ponownie.

Macie go? Może wam służy lepiej?

niedziela, 11 sierpnia 2013

Małe zakupy.

Przepraszam was, niestety nie dam rady napisać nic bardziej twórczego. Złapał mnie jakiś okropny wirus, przeziębienie z jelitówką w jednym. Zanim jeszcze mnie całkiem rozłożyło miałam okazję odwiedzić drogerię i zrobić małe zakupy.

Głównie poszłam po coś do włosów. Odżywki, których do tej pory używałam są genialne ale nie chcę aby włosy się do nich przyzwyczaiły, poza tym chciałam spróbować w końcu czegoś nowego. Jeśli chodzi o odżywki d/s nie wiem dlaczego w drogeriach jest tak mały wybór wartościowych odżywek, bo tych bomb silikonowych nie brakuje. Nie demonizuję silikonów bo sama używam jednak w rozsądnych ilościach. Ostatecznie wybór padł na Schaume, dodatkowo wybrałam próbkę Biovax do włosów ciemnych, byłam ciekawa czy sprawdzi się równie dobrze jak naturalne oleje.


Znalazło się też i coś do paznokci. Poszukiwałam od jakiegoś czasu białego lakieru o dobrym kryciu jako, że fiolet z Life okazał się genialny wzięłam z tej firmy biały oraz różowy, dopiero w domu zorientowałam się, że różowy ma  delikatny złoty schimmer. Pomimo tego jest ładny. Dodatkowo wybrałam preparat do usuwania skórek z wibo, zachęciły mnie jego pochlebne opinie. Aktualnie używam eveline całkiem dobrze się spisuję, postaram się w przyszłym tygodniu napisać o nim coś więcej.


Skusiłam się również na korektor, niestety borykam się z problemem cieni pod oczami, co prawda nie są duże ale są. Wzięłam go z ciekawości, czy da radę, miałam już dwa inne, które sobie kompletnie nie radziły.

Ostatnia rzecz, maszynki do golenia. Miałam zamiar kupić tą co zwykle ale to były w promocji, a ja miałam ochotę spróbować czegoś nowego.



To by było na tyle. Teraz uciekam z laptopem do łóżka z nadzieją, że choroba w końcu odpuści. Trzymajcie się i nie dajcie się temu okropnemu wirusowi. 

Wracając do zakupów używałyście, któregoś z tych produktów ?

sobota, 10 sierpnia 2013

mini Virtual : Cukierek ze złotym schimmerem.

Ostatnio było mani ze zdobieniem, a teraz będzie "gołe". Kolor na dzisiejszą pochmurną pogodę jak znalazł. Jakiś czas temu w drogerii Laboo znalazłam lakiery mini Virtual, zainteresowały mnie swoją gamą kolorystyczną, wielkością i oczywiście ceną. Chciałabym napisać co o nich sądzę. Zacznę od mojego faworyta, cukierkowy róż ze złotym schimmerem.



W skrócie :
Firma : mini Virtual
Odcień : niestety seria nie posiada numeracji
Cena : około 4 zł
Pojemność : 5 ml
Krycie : 2 warstwy
Pędzelek : krótki i wąski


Lakier ma dobrą konsystencję, wystarczy niewielka ilość aby rozprowadzić produkt po całym paznokciu. Aby uzyskać pełne krycie należy użyć dwóch warstw. Natomiast czas schnięcia jest dosyć szybki. 
Trwałość, tutaj jest trochę gorzej, nałożyłam specjalnie bez topu aby to sprawdzić, niestety już po 2 dniach na paznokciach miałam starte białe końcówki. Wydaję mi się, że wystarczy nałożyć porządny top i można się cieszyć mani na dłużej. Pomimo tego małego minusa, który z topem może zniknąć uwielbiam jego odcień i pewnie jeszcze nie raz do niego wrócę.

Tak się prezentuję na paznokciach :





Najlepiej kolor oddaje ostatni zdjęcie, które specjalnie jest niewyraźne aby chociaż trochę ukazać złoty schimmer. Na środkowym palcu pojawił się bąbel, niestety te wysokie temperatury nie służyły malowaniu paznokci.

Lubicie cukierkowy kolor? Wolicie go na ubraniach czy może paznokciach?

wtorek, 6 sierpnia 2013

Joanna peeling do ciała gruboziarnisty : Fruit Fantasy soczysta malina

Tym razem chciałam wam pokazać mój ulubiony "zdzierak" do ciała. Mowa oczywiście o peelingu, które należy wykonywać nie tylko na twarzy. Kupiłam go kiedy strasznie się spiekłam na słońcu i zaczęła mi schodzić skóra, wybór padł właśnie na ten. Nie żałuję, gdyż poradził sobie świetnie, po kilku użyciach skóra już się nie łuszczyła. Jednak na wstępie chciałam napisać, że nie polecam go osobom o wrażliwej skórze, gdyż jest to na prawdę typowy, ostry zdzierak. 




OD PRODUCENTA :

Niestety producent nie pisze zbyt wiele, na odwrocie opakowania znajdziemy tylko kilka zachęcających do użycia produktu zdań :

Poczuj fascynujący aromat soczystej maliny. Spraw, by rytuał pielęgnacji Twojego ciała był przyjemny i energizujący, aby przywodził na myśli najsłodsze wspomnienia. Peeling doskonale usuwa zanieczyszczenia i martwe komórki naskórka, a już nigdy nie zamienisz tej owocowej świeżości na nic innego...




OPAKOWANIE :

Plastikowa śliska tuba, która stoi na dnie. Plus za to, że opakowanie stoi do góry nogami, dzięki temu produkt łatwiej wydobyć. Jednakże duży minus za to, że tuba jest dość twarda i kiedy mamy już na prawdę mało produktu bardzo ciężko go wycisnąć. Dostajemy 200 ml produktu.



KONSYSTENCJA/WYDAJNOŚĆ :

Typowa dla peelingu, dość rzadka, z wieloma drobinkami peelingującymi. Co do samych drobinek, jak wspomniałam na początku postu są duże i ostre. Osobom z wrażliwą skórą zdecydowanie odradzam. Jednak dla mnie jest idealny, używam go co jakiś czas, i mam już resztkę. Dość wydajny produkt.



ZAPACH :

Przepiękny ! Jak obiecuję producent pachnie soczystymi, słodkimi malinami. Używanie go to sama przyjemność.


CENA/DOSTĘPNOŚĆ :

Kosztuję około 9 zł, dostępny w osiedlowych drogeriach.


MOJA OPINIA :

To mój ulubieniec, aktualnie w kolejce do testowania stoją peelingi joanna naturia ale do tego wrócę jeszcze nie raz. Świetnie radzi sobie z martwym naskórkiem, po użyciu skóra jest gładka. Nie zauważyłam efektu ściągnięcia czy przesuszenia. Dodatkowo używanie umila nam jego cudowny słodki zapach. Podsumowując jest to dobry produkt w niskiej cenie, czego chcieć więcej?

Macie swoich ulubieńców w kategorii peelingów do ciała?