Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Recenzja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Recenzja. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 27 września 2015

Długie i gęste rzęsy dzięki Bodetko Lash?

Pod koniec czerwca dostałam propzycję przetestowania nowego serum do rzęs Bodetko Lash. Po krótkim namyśle postanowiłam spróbować, gdyż przebyta w gimnazjum ospa odcisnęła swe piętno na rzęsach u prawego oka. W dwóch miejsach już od kilku ładnych lat nie rosną mi rzęsy dlatego stwierdziłam czemu nie może pomoże mi w zakryciu owych "dziur" :) Pełna kuracja serum trwa 4 miesiące, a efekty widoczne mają być po 3 miesiącach stosowania. W moim przypadku za chwilę stukną 3 miesiąca kuracji, jak owe serum się sprawdziło? Od razu zaznaczam, że to moje pierwsze serum do rzęs, zatem nie mam porównania z działaniem innych tego typu produktów. Także recenzja będzie jak najbardziej przedstawiała moje własne odczucia.


Jak już wyżej pisałam pełna kuracja trwa 4 miesiąca jednakże po 3 producent obiecuje już nam piękne długie i gęste rzęsy. Zaleca się stosować ją przez 3-4 miesiące raz dziennie, później dla podtrzymania efektu można stosować ją 2-3 razy w tygodniu. Producent pisze również iż można stosować ją przy doklejanych rzęsach. 

Serum otrzymujemy w moim zdaniem gustownym i eleganckim opakowaniu. Szata graficzna czerni i złota zdecydowanie podtrzymuje ten efekt. Serum zapakowanie jest w typowe dla eyeliner`ów kałamarzowe opakowanie z cienkim i miękim włosiem. Nie ma problemu z wydobywaniem produktu, który jest bezbarwną i bezwonną cieczą. Dostępne są dwa warianty pojemnościowe 1,5ml w cenie 89zł oraz 3ml w cenie 149zł. Możecie je dsotać na stronie producenta -> bodetkolash


Ogólnie rzecz biorąc przy stosowaniu wszelkiego rodzaju wspomagaczy w postaci odżywek stymulujących wzrost czy to rzęs czy to włosów należy pamiętać o tym, że natury się nie oszuka. Owszem można poprawić ich stan, zagęścić sprawić, że będą dłuższe ale nie u wszystkich osób efekt będzie taki sam. Każdy organizm jest inny także nie należy od razu obwiniać używany produkt oraz wszystkich wokół ;) Piszę o tym, gdyż spotkałam się w sieci z  różnymi komentarzami w przypadku tego typu produktów.

Wróćmy może do recenzji, serum nakładałam zawsze przed spaniem. Już po pierwszym miesiącu regularnego stosowania zauważyłam ogólną zmianę kondycji i zachowywania się rzęs w trakcie makijażu. Nigdy w życiu nie używałam, żądnych zalotek rzęsy raczej miałam proste i oporne na wszelkie maskary. A tu po miesiącu z serum Bodetko Lash, w trakcie malowania maskarą rzęsy były miękkie i same wręcz stawały się podkręcone. Co najważniejsze efekt ten utrzymuje się aż do demakijażu bez żadnego poprawiania w ciągu dnia. Po dwóch miesiącach stosowania zauważalny był  już jak dla mnie spory wzrost rzęs. Rzęsy uzyskały komplement u kosmetyczki w trakcie makijażu na wesele, narzeczony pewnego razu także je skomentował więc coś w tym musi być skoro nawet facet coś zauważył :) Pierwszego października miną dokładnie trzy miesiące używania serum. Największą zmianę jeśli chodzi o wzrost zauważyłam po 2 miesiącach używania, z kolei między drugim a trzecim miesiącem używania różnica jest już niewielka. Serum pozostało mi jeszcze sporo także będę go używać do potrzymania tego efektu, jest niesamowicie wydajne. Niestety rzęsy w miejscu, których ich nie było przez chorobę nie odrosły ale i tak jestem bardzo zadowolona z ogólnej zmiany kondycji rzęs. Poniżej zamieszczam kilka zdjęć, nawet nie wiecie jak trudno zrobić sobie zdjęcie oka w tym samym ujęciu :d Nie ma zdjęć z kartką gdyż takie lepiej ukazują efekt :)

Bez maskary od lewej po 1, 2 i 3 miesiącu stosowania.

Z maskarą od lewej po 1, 2 i 3 miesiącu stosowania.

Po 3 miesiącach używania serum, na tym zdjęciu doskonale widać, 
że rzęsy są świetnie podkręcone i to bez użycia zalotki ! :)



Znacie już serum do rzęs firmy Bodetko Lash? Używałyście tego typu produktów?

czwartek, 26 lutego 2015

Kompaktowa Tangle Teezer - czy warto?

Niestety matka natura obdarzyła mnie raczej cienkimi i strasznie plątającymi się włosami. Do dziś pamiętam kiedy fryzjerka tworzyła fryzurę komunijną na mej głowie. Tradycyjnie miałam włosy do pasa, a więc piękne długie loki do białego wianuszka. No a żeby loki lepiej się trzymały trzeba włosy przed nawinięciem na wałek zwilżyć. Tu w moim przypadku staje się tragedia moje włosy mokre / wilgotne plączą się jeszcze bardziej, a pani jeszcze używała drobnego grzebienia. Głowa mnie boli na samą myśl :D Z biegiem lat długość włosów i fryzury się zmieniały ale plątanie towarzyszy mi do dzisiejszego dnia. Dlatego też kiedy tylko usłyszałam o cudownej szczotce Tangle Teezer postanowiłam ją kupić. Cena trochę przerażała no ale w końcu odłożyłam sobie odpowiednią kwotę i zamówiłam wersję kompatkową. W maju miną 3 lata odkąd moja TT jest ze mną i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie życia bez niej !


Szczotka wykonana jest z plastiku, lekka i poręczna. Ząbki jedni sobie je chwalą inni nie zaraz napiszę dlaczego. Mamy dwie wysokości ząbków jedne dłuższe, drugie mniej więcej o połowe krótsze. Ułożone są szeregami naprzemiennie. Raz dłuższe, później krótsze, wybaczcie ale nie będę liczyć ile ich jest ;) Ząbki są dość elastyczne, łatwo się wyginają i suną po włosach. Nie zaleca się stawiania szczotki na nich, gdyż z czasem swykrzywiają się pod ciężarem szczotki. W przypadku kompaktowej wersji mamy dodatkowy plus w postaci plastikowej zatyczki, dzieki której bez obaw o ząbki możemy ją wrzucić do torebki. 


Dlaczego szczotka nie sprawdzi się u wszystkich? Może niekoniecznie się nie sprawdzi ale nie będzie dawać takiego samego efektu wow. Jak już wyżej pisałam mam cienkie włosy, szczotka nie ma problemu z dotarciem nawet do tych głębszych partii. Kołtuny rozczesuję dzięki niej już bezboleśnie żaden mi nie straszny ! Z kolei posiadaczki grubych włosów narzekaja na to że ząbki są zbyt krótkie i elasyczne. Nie docierają do wszystkich włosów przez co dzielą je na partie podczas czesania. Co staje się dla nich minusem i nie widzą w TT nic nadzwyczajnego. Przez co wracają do standardowych dużych prostokątnych szczotek. Takową również posiadam, jednak w przypadku plątania jak dla mnie moja TT jest niezastąpiona :)
Od TT uzależnił się nawet mój narzeczony kiedy tylko leży gdzieś na wierzchu jak to on powiada "robi sobie masaż głowy", ma rację takie krążenie tą szczotką po skórze głowy pobudza cebulki i poprawia ukrwienie skóry.


Szczotka aktualnie dostępna jest już w drogeriach takich jak hebe. Swoja zamawiałam na allegro tylko trzeba uważać na czychające na nas podróbki. Koszt takiej kompatkowej wersji waha się od 34-50zł. Jednakaże pomimo wszystko polecam poszukać na allegro tam można znaleźć je po tej niższej cenie. Moim zdaniem jest warta swojej ceny służy mi już 3 lata i pewnie jeszcze przez dłuższy czas posłuży :)


Macie już swoje szczotki Tangle Teezer? Może macie innych szczotkowych faworytów? Wolicie zdjęcia na białym czy wzorzystym tle? :)

niedziela, 15 lutego 2015

Olwika do skórek ImpressioNails.

Poprzednia recenzja kosmetyczna cieszyła się sporym zainteresowaniem. Niezwykle mnie to cieszy i tylko motywuje do tego aby tego typu posty pojawiały się częściej. Dawno nie było na blogu takiej frekwencji ! Idąc za ciosem dziś kolejna recenzja tym razem niezwykle ważneg produktu w pielęgnacji naszych paznokci.
Oliwki do skóre, temat rzeka. Na rynku jest ich na prawdę mnóstwo, a odkąd "w modę" weszło wszelkie olejowanie włosów czy paznokci sporo osób tworzy własne mieszanki olejków. Ja swego czasu również używałam takiej swojej mieszanki, przelałam ją do buteleczki po starej oliwce. Jednakże po różnych kombinacjach skórki różnie wyglądały. Drugą sprawą była buteleczka z pędzelkiem, po dwóch tygodniach wieczornego smarowania oliwka mętniała poprzez różne paproszki dostające się wraz z pędzelkiem do oliwki. Skłoniło mnie to do poszukania oliwki z zakraplaczem. Będąc kiedyś w stacjonarnym oddziale Euro Fashion przemiła ekspedientka poleciła mi oliwkę ImpressioNails. Jak się sprawdziła?


Olwika okazała się cudem dla moich skórek ! Już po jednym użyciu są miękkie i pięknie nawilżone. Pierwsze skojarzenie z tą oliwką to różowa landryna. Dlaczego? Jak widzicie ma słodki rozowy kolor a do tego na prawdę przesłodki zapach. Dla mojego nosa jest idealny, a kiedy zakropię skórki przed snem aż miło spać.  Ogromnym plusem jest dla mnie zakraplacz, w tym przypadku jest plastikowy, chodzi wyjątkowo lekko. Raz miałam wysuszacz a metalową i chodził strasznie ciężko musiałam pomagać sobie drugą ręką czasami aby wycisnąć kropelki. Oliwkę można dostać na pewno na stronie Euro Fashion, za 15ml płacimy 11,90zł. Niestety na stronie widnieje zdjęcie oliwki jeszcze jest w starym wydaniu -> Klik.

Ma krótki ale na prawdę konkretny skład, zawiera w sobie mieszankę przeróżnych olejków, które mają na moje skórki zbawienny pwływ.
Skład oliwki : Allphatic Hydrocarbons (Mineral Oil), Almond Oil, Coconut Oil, Fressia, Peach Oil, Pineapple Oil, Tea Tree Oil, Vanilla, Pearberry, D&C Red#7.





Macie swoje ulubione oliwki innych firm? Czy może robicie własne mieszanki? Jeśli tak połączenie jakich olejków przynosi u was najlepsze efekty?

wtorek, 10 lutego 2015

Suchy szampon Batiste wersja do ciemnych włosów.

Strasznie dawno nie było na blogu recenzji kosmetycznej. Jakoś tak paznokcie całkowicie przejęły blog, jako że aktualnie są strasznie krótkie nadrabiam braki w kosmetykach. Co prawda nie mam zbyt wielu nowości do recenzowania, gdyż w większości przypadków trafiłam już na swój ulubiony produkt i chętnie sięgam po kolejne ich opakowania.
Jednakże dziś będzie o jednej z nowości jaka ostatnio wpadła w me ręce. Suche szampony marki Batiste wszyscy na pewno doskonale znają. Sama już kiedyś pisałam wam o wersji tropikalnej. Ogólnie spisywała się bardzo dobrze minusem był siwy osad na włosach. Niestety w przypadku ciemnych włosów strasznie ciężko jest pozbyć się go z włosów. Zatem kiedy wykończyłam wersję tropikalną sięgnęłam po wersję do ciemnych włosów. Czy spisuje się równie dobrze co poprzednia?


Dla tych, którzy nie słyszeli jeszcze o suchych szamponach krótki wstęp. Okazuję się, że nagle muscie szybko gdzieś wyjśc, a wasze włosy nie wyglądają najlepiej. Może je związać? Nie lubicie związanych lub nawet w upięciu wasze włosy wyglądają na nieświeże. Co wtedy zrobić? No właśnie, w takich chwilach na ratunek przychodzi nam suchy szampon. Jego fenomenem jest brak konieczności użycia wody i szamponu w celu szybkiego i delikatnego odświeżenia włosów. Po rozpyleniu produktu na włosy jego zadaniem jest absorbowanie sebum, które znajduję się na naszych włosach. Po użyciu włosy stają się puszyste i delikatnie uniesione u nasady. Tak mniej więcej opisuje je producent, a ja z czystym sumieniem po użyciu dwóch wersji się pod tymi słowami podpisuję !

Suche szampony występują zazwyczaj w postaci białego pyłku nastomiast dzisiaj recenzowana wersja ma ciemno brązowy pyłek. Idealnie nadaję się do włosów od średniego brązu po ciemniejsze. W przypadku jaśniejszych może być zbyt widoczny i ciężki do całkowitego usunięcia. Na ciemnych włosach  świetnie się w nie wtapia, nawet kiedy nie uda się nam całego produkty wytrząsnąć nic nie widać. Przy wersji topikalnej miewałam problemy gdyż włosy miejscami nadal pozostawały "siwawe".


Jak używać tego cuda? Należy wstrząsnąć opakowaniem a następnie psikać w wybrane przez nas miejsca. Ważne jest aby zachować odległość 30cm, wtedy na włosach osadza się pyłek. Po spryskaniu włosów, ja zawsze chwilkę czekam około minuty nawet niecałej. Następnie przechodzę "masowania" opuszkami palców co powoduje że stopniowow wytrzepujemy pyłek. Po chwili nasze włosy stają się odświeżone oraz delikatnie uniesione u nasady.

Warto jeszcze wspomnieć, że ta wersja suchego szampon ma bardzo delikatny zapach i po użyciu staje się wręcz niewyczuwalny na włosach. Natomiast przy mojej poprzedniej tropikanlej wersji zapach towarzyszył mi przez dalszą część dnia. Co momentami stawało się wręcz uciążliwe. Kiedyś można je było dostać tylko w sklepach internetowach np w minti, dziś są dostępne również w drogeriach hebe. Ceny uzależnione są od wersji, za 200ml produktu płacimy od 15 do 17zł. Moim zdaniem nie tak dużo w porównaniu z jego wydajnością. W końcu takie awaryjne sytuacje nie zdarzają się nam na co dzień :)

Oto moje małe porównanie, z lewej przed a po prawej po użyciu suchego szamponu. Niestety porobiłam sporo zdjęć ale żadne nie wyszło w jednakowej perspektywie (moje włosy z natury są strasznie przyklapnięte dlatego możecie nie zauważyć efektu wow ale różnica jest wyczuwalna przez brak sebum u nasady) :



Znacie suche szampony Batiste? Może używałyście tego typu produktów innych firm? Jak wam się spisywały?

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Płytka ze sklepu Born Pretty Store BP-17

Dziś recenzja kolejnej płytki ze sklepu Born Pretty Store. Moja płytkowa kolekcja jak do tej pory rozrasta się głównie o nie. Bohaterką dzisiejszego postu jest płytka BP-17. Płytka posiada cztery całkiem duże wzory całopaznokciowe. W końcu coś dla posiadaczek długich paznokci, aktualnie takie mam i niezmiernie się cieszę. Nareszczie nie muszę się obawiać czy nie braknie wzoru na końcówkę paznokcia !


Wzory całopaznokciowe : 2,5cm x 2,5cm
Mniejszy wzór: 1,5cm x 2cm
Jakość : bardzo dobra,
Wszystkie wzory się odbijają
Cena : 2,99$
Dostępność : Sklep Born Pretty Store
Numer płytki wraz z linkiemBP-17
Wysyłka : darmowa
Sposób płatnośći : Paypal


Jak to zwykle bywa na kartce wzory jak na złość nie zawsze odbiją się perfekcyjnie. Jednakże zapewniam was, że na paznokciu wyglądają świetnie o czym zaraz będziecie mogli się przekonać.
Postanowiłam połączyć czerwień ze złotem, takie połączenie świetnie wyglądało w święta. Sama miałam coś podobnego na paznokciach. Wydaję mi się, że i na sylwestra taka kolorystyka się sprawdzi zwłaszcza dla osób, które nie przepadają za czernią i brokatem :) Czerwień to wibo z serii 1 coat manicre #7, natomiast złoto to ostatnie odkrycie wśród stemplomaniaczek Avon metalic effects gold leaf. 


Tak prezentuje się moja propozycja wykorzystania płytki :





Jeśli w swoim zamówieniu powołacie się na mój kod rabatowy dostaniecie 10% rabatu :
IZAK31



Jak wam się podoba manicure? Lubicie połączenie czerwieni ze złotem? Co sądzicie o płytce?

czwartek, 6 listopada 2014

Planeta Organica Africa balsam do włosów - bajeczna objętość?

W końcu mam trochę więcej czasu, szczerze mówiąc tęskniłam za czasem spędzanym na blogu. Tym razem przygotowałam dla was recenzję produktu do włosów, dla odmiany gdyż ostatnio cały czas poruszana była tematyka paznokciowa. We włosowym temacie trochę się u mnie zmieniło, przede wszystkim skróciłam włosy i szczerze mówiąc to była najlepsza decyzja ! Układają się o wiele lepiej a i problem nadmiernego plątania odszedł w niepamięć. Może uda mi się zrobić w najbliższym czasie aktualizację, wtedy napiszę coś więcej na ten temat. Bohaterką tego postu jest całkiem odżywka, kiedy ją zamawiałam w sieci nie znalazłam żadnych opinii na jej temat ale postanowiłam spróbować. Czy byłam zadowolona, a może się zawiodłam?


Co obiecuje producent? Uniwersalny balsam na bazie organicznego olejku z awokado. Skutecznie nawilży włosy, przyspieszy ich wzrost i nada im piękny naturalny połysk i objętość. Krótko zwięźle i na temat ale czy wszystkie obietnice się spełniły?

Balsam zamknięty jest w plastikowym opakowaniu, które jest dość twarde. Powoduje to trudności z wydobyciem produktu kiedy jest go mniej. Ma delikatny zapach, może i jest to tytułowe awokado. W każdym bądź razie znika wraz ze spłukaniem odżywki. Pojemność to 250ml w cenie 16,90zł. Można go dostać przede wszystkim w sklepach internetowych, ja swój zamówiłan na stronie skarbysyberii. Dobra wiadomość jest taka, że aktualnie trwa tam promocja i odżywkę można dostać za 10,98zł -> klik !

Skład dla zainteresowanych :

Nawet nie wiem kiedy zużyłam całe opakowanie. Niestety balsam jest bardzo rzadki, ucieka między palcami. Co sprawia, że staje się niewydajny. Co do działania i obietnic producenta. Nakładałam go zawsze na kilka minut po myciu. Przy pierwszych użycia nie zauważyłam efektu wow. Jednakże przy regularnym stosowaniu po każdym myciu zdecydowanie zyskał w moich oczach. Włosy po użyciu były odżywione, nawilżone, miały piękny połysk. Ułatwia rozczesywanie, nawet suszarka moim włosom nie była już straszna. Nie zauważyłam jakiegoś większego przyspieszenia przyrostu włosów w sumie nawet się na to nie nastawiałam i nie mierzyłam przyrostu przed i po. Objętość w tym przypadku poległ na całej linii, kiedy nałożyłam go więcej przy skalpie powodował nawet tzw. przyklap. Podsumowując całkiem przyjemna odżywka jeśli oczekujecie nawilżenia włosów oraz nadania im połysku polecam ! W kwestii przyrostu lepiej sięgnąć po dobrą wcierkę ;)




Znacie ten balsam? Macie jakieś swoje ulubione produkty do spłukiwania?

niedziela, 26 października 2014

Top coat Sally Hansen Insta Dri czy podbił również moje serce?

Znalezienie dobrego top coatu i to w rozsądnej cenie jest raczej trudnym zadaniem. Na pewno każdy szukając swojego ideału kieruje się czymś innym. Jak dla mnie powinien pięknie nabłyszczać manicure, przyspieszać wysychanie lakieru no i oczywiście nie może rozmazywać wzorów. Czy osławiony Sally Hansen Insta Dri stał się moim ulubieńcem?


Warto zacząć by od ceny, gdyż potrafi odstraszyć. W większych drogeriach cena potrafi dobić do 30zł, w sieci można go dostać za około 15-18zł. Pewnego razu zajrzałam do drogerii laboo zwanej równiez outletem kosmetycznym i mym oczom ukazały się top coaty SH w cenie 16,99zł i to bez promocji ! :) Dlatego jeśli ktoś byłby zainteresowany, polecam tam zajrzeć. Pojemność to 13,3ml.

Zerkając na nazwę każdemu na myśl przychodzi błyskawiczne wysychanie. Producent obiecuje, że potrwa to tylko 30 sekund. Bądźmy realistami, to jest niemożliwe w tak krótkim czasie. Owszem przyspiesza wysychanie ale musimy odczekać kilka minut. Po tym czasie nasz manicure ma przepiękny połysk. Przedłuża trwałość manicure, nie wpływa na kolor lakieru. Wyrównuje również wszelkie nierówności czy niedoskonałości powstałe przy malowaniu. Kolejnym plusem jest fakt, że nie obkurcza lakieru, świetnie współpracuje z każdym, który posiadam. Jeśli chodzi o minusy, niestety poza regularną ceną jeden posiada. Mniej więcej w połowie buteleczki zaczyna gęstnieć i robi się z niego jeden wielki glut. Początkowo można również mieć problem z nabieraniem odpowiedniej ilości topu. Kiedy nabierzemy zbyt mało psuje mani, kiedy znów zbyt dużo można zalać sobie skórki. Jednakże można dojść do wprawy i wyczuć ile produktu potrzeba. Podsumowując i biorąc po uwagę cenę outletową jestem jak najbardziej na tak !



Znacie ten top coat? Używałyście już? Macie swoje sprawdzone topy?

środa, 8 października 2014

Anida krem do rąk i paznokci wosk pszczeli i olej makadamia.

Kiedy zamawiałam na doz.pl żurawinowy krem do twarzy Apis kliknęłam również krem do rąk. Przeglądając ofertę apteki zasięgnęłam po opinie do internetów, tam też znalazłam mnóstwo pochwał kremu do rąk Anida. Postanowiłam go wypróbować. Rozpoczęła się już jesień, za jakiś czas powitamy zimę. To okres, w którym szczególną uwagę musimy zwrócić również na nasze dłonie i paznokcie narażone na wiatr i niskie temperatury. Na pewno większość z was miała problemy z przesuszonymi dłońmi zwłaszcza w tych  porach roku. Czy Anida podołała ochronie moich dłoni?


Krem zamknięty w typowej tubie dla tego typu produktów. Opakowanie jest miękkie dzięki czemu nie mamy problemu z wyciśnięciem kremu. Za pojemność 100 ml płacimy 5,29zł. Można go zamówić i odebrać w wybranej aptece doz -> klik.

Obietnice co do działania widniejące na opakowaniu :
"Posiada bardzo dobre właściwości osłonowe i pielęgnacyjne. Odbudowuje zniszczona i popękaną skórę rąk. Zapobiega tworzeniu się suchego naskórka. Wosk pszczeli działa natłuszczająco, ochronnie i zapobiega wysuszaniu skóry. Olej makadamia posiada wyjątkowe właściwości regeneracyjne – zmiękcza i wygładza naskórek, przyśpiesza odbudowę uszkodzeń skóry i skutecznie łagodzi podrażnienia."
Brzmi całkiem nieźle, jak teoria ma się do praktyki?

Rzut oka na skład, który jest na prawdę przyjemny :

Konsystencja produktu jest delikatna, kremowa. Bardzo szybko się wchłania i nie pozostawia uczucia lepkich rąk. Przy regularnym stosowaniu efekt ten utrzymuje się przez dłuższy czas, nie znika wraz z umyciem rąk. Poziom nawilżenia / natłuszczenia jak dla mnie jest na prawdę świetny ! Przynosi natychmiastowe ukojenie nawet po sprzątaniu kiedy nasze ręce są wysuszone i podrażnione przez środki czyszczące. Całkiem nieźle nawilża również skórki, wmasowuję go także czasem w paznokcie kiedy nie są pomalowane. Według mnie jest wydajny, gdyż wystarczy na prawdę niewielka ilość aby nawilżyć dłonie. Podsumowując, zdecydowanie polecam ! Na zbliżające się chłody będzie idealny ! Świetny produkt w niskiej cenie !




 Znacie kremy do rąk Anida? Macie swoje ulubione kremy do rąk? Po produkty jakiej firmy najczęściej sięgacie?

niedziela, 28 września 2014

Balea odżywka nawilżająca mango i aloes

W końcu znalazłam chwilę aby przysiąść i napisać wam recenzję czegoś włosowego. Padło na nawilżająca odżywkę firmy Balea z dodatkiem mango i aloesu. Kiedyś już pisałam recenzję szamponu z tej serii, dla zainteresowanych -> KLIK ! Miałam już okazję wypróbować kilka produktów tej firmy i niestety znalazły się wśród nich hity jak i przeciętne produkty. Do który należy bohaterka dzisiejszego postu? O tym za chwilę.


Odżywka oczywiście ma nawilżyć nasze zmęczone życiem włosy, uelastycznić, nadać piękny połysk oraz ułatwić rozczesywanie. Raczej standardowe obietnice producenta tylko jak ta teoria ma się do praktyki?

Produkt tak jak w przypadku szamponu jest zamknięty w białym plastikowym opakowaniu. Zdecydowanie jest poręczne, nawet kiedy mamy mało produktu nie ma problemu z jego wydobyciem. Szata graficzna przyjemna do oka, kojarząca się z jakimś hmm.. jogurtem? Sama odżywka nie jest aż tak rzadka, nie ucieka między palcami. 

Czas na skład dla zainteresowanych :

Raczej krótki jak to zazwyczaj bywa w produktach tej firmy. Niestety drogocenne składniki odżywcze zawarte w nazwie znalazły się na szarym końcu. Dodatkowo znajdziemy pantenol, glicerynę, silikonów brak.

Działanie ? Oczywiście nie powinniśmy od niej oczekiwać super nawilżenia biorąc pod uwagę skład. Ogólnie odżywka jest całkiem niezła, po użyciu włosy stają się miękkie, lśniące, zdecydowanie ułatwia rozczesywanie. Dla niesfornych puszących się włosów może być niewystarczająca. Tak też było w moim przypadku ogólne wrażenia jak najbardziej na plus ale zdecydowanie zabrakło po użyciu zdyscyplinowania włosów. Były delikatnie spuszone, a kiedy już nastąpiła deszczowa aura puch oczywiście się nasilił, połysk zatracił. Dlatego też pozostałą połowę opakowania zużywam do olejowania na odżywkę, po takim połączeniu włosy są idealnie zdyscyplinowane i odżywione. Podsumowując, polecam ją zwłaszcza osobom, które nie zmagają się z permanentnym puchem. W tym przypadku powinna stanąć na wysokości zadania.



Miałyście okazję używać tej odżywki? Macie jakiś ulubieńców wśród kosmetyków firmy Balea? Odnalazłyście już swoje włosowe odżywkowe hity?


niedziela, 31 sierpnia 2014

L`oreal ideal soft - oczyszczający płyn micelarny.

Kiedy w blogosferze zrobił się bum na płyny micelarne, postanowiłam również i ja spróbować. Zwłaszcza że mój poprzednik do twarzy dobił dna (płyn be beauty z biedronki). Zależało mi na produkcie, który również jest w stanie poradzić sobie z tuszem do rzęs. Co jego poprzednik niestety średnio potrafił zrobić. Poczytałam w sieci, najczęściej pozytywnie odbieranym produktem był wtedy właśnie płyn micelarny L`oreal oraz płyn Garniera. Będąc w najbliższym czasie w drogerii znalazłam L`oreal. Długo się nie zastanawiając wrzuciłam do koszyka. Czy była to mądra decyzja?


Zamiast przepisywać obietnice producenta, postanowiłam zrobić wam zdjęcie. Kosmetyk ten ma być super delikatny, idealny również dla cer wrażliwych. Bezzapachowy, bez parabenów, raj na ziemi ! Jak jest na prawdę?


Produkt zamknięty jest w dość dużej i kanciastej butli o pojemność 200ml. Pomimo swej kanciastości jest bardzo poręczna. Opakowanie jest przeźroczyste dzięki czemu widzimy ile płynu nam pozostało. Nie ma problemów z wydobyciem, otwór jest na tyle duży, że możemy wylać odpowiednią ilość na płatek kosmetyczny. Nie zdarzyło mi się jeszcze wylać go za dużo, całkiem wydajny. Faktycznie jest bezbarwny i bez zapachowy, co sprawia go jeszcze łagodniejszym przez brak chemicznych barwników czy perfum.

Zanim przejdę do pełnej recenzji chciałabym wam pokazać "demakijaż ręki" :)


Od lewej
1. Tusz do rzęs oriflame veryme fat lash mascara
2. cień do powiek z paletki mua undressed
3. pomadka wibo
4. cień maybelline color tatoo 
5. błyszczyk Golden Rose Luxury
6. cień do powiek z paletki mua udressed

Jak widać na załączonym obrazku już po jednym przetarciu wacikiem większość kosmetyków uległa zmyciu. Najgorzej radzi sobie z cieniem maybelline color tatoo ale w jego przypadku nawet dwufazówką muszę przetrzeć drugi raz aby zszedł w całości. Osobiście jego działanie demakijażowe oceniam na bardzo dobre.

Jeszcze rzut oka na skład, który jest niezwykle krótki :

Używałam go na różne sposoby, najczęściej do wieczornego demakijażu. W tej roli radził sobie całkiem nieźle, niestraszne mu pudry fluidy, wygrał również z tuszem. Wystarczyło na kilka sekund przyłożyć nasączony płatek do oka, aby tusz dostał wody i schodził momentalnie. Wystarczyły dwa przetarcia i oko bez makijażu. Chociaż z wodoodpornymi może sobie nie radzić ale takich nie używam więc nie jest to dla mnie problem. Warto wspomnieć, że nie szczypie w oczy ! W trakcie wakacji zdarzyło mi się przetrzeć nim twarz w ciągu dnia i tropikalnych upałów. Nic złego z cerą się nie działo, nie wysuszył jej ani nie podrażnił. Nie zauważyłam również aby wpływał na niespodzianki, nic się nie pojawiło. Można go kupić w różnego rodzaju drogeriach, cena regularna to 15zł, swój kupiłam w promocji za 12zł. Podsumowując jestem jak najbardziej na tak ! Micel całkiem nieźle radzi sobie ze zmywaniem makijażu, nie podrażania naszej skóry i jest faktycznie łagodny :)


Używałyście płynu micelarnego L`oreal? Jakich macie ulubieńców jeśli chodzi o demakijaż? 

środa, 20 sierpnia 2014

Balsam do włosów na bazie organicznej oliwy toskańskiej.

Odżywka długo czekała na swoje pierwsze użycie, jakoś od początku wiosny. W końcu w lipcu nadeszła jej pora, z serii balsamów planeta organica dostepne są trzy wersje z dodatkiem : oliwy toskańskiej, oleju cedrowego, oleju z rokitnika. Długo dumałam, którą wersję wybrać, ostatecznie kliknęłam wersję z oliwą ze względu na jej zachwalane właściwości. Aż wstyd przyznać ale nie używałam jeszcze oliwy w ich pielęgnacji.


Balsam ma wzmocnić nasze włosy, ułatwić rozczesywanie, przywrócić blask. Najbardziej zachęciło mnie wygładzenie włosów i ułatwione układanie. Czy dokładnie tak było ?

Produkt zamknięty jest w plastikowej butli, z zamykaniem typu push. Tutaj mam już małe alee, opakowanie wykonane jest z dość twardego tworzywa, kiedy odżywki zaczyna ubywać nie jesteśmy w stanie jej wycisnąć na dłoń. Pomaga wtedy przechowywanie jej "do góry nogami" ale jest to trudne przez mały korek. Odżywka traci równowagę i się wywraca. Dlatego swoją po umyciu wkładałam do szafki z innymi kosmetykami dzięki czemu, była stale w tej samej pozycji. 

Rzut oka na skład :
Skład (INCI): Olea Europaea (Olive) Fruit Oil (organiczna oliwa z oliwek), Lauryl Glucoside, TEA-Cocoyl Glutamate, Cocamidopropyl Betaine, Sorbus Aucuparia Flower Extract (ekstrakt pokrzywy bialej), Ribes Nigrum Seed Oil (olej z nasion czarnej porzeczki), Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Cellulose Gum, Parfum, Citric Acid, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Aqua, Sorbic Acid [skład pochodzi ze sklepu Skarby Syberii]



Konsystencja jest raczej rzadka. Odżywka ma biały kolor i specyficzny zapach, niestety lekko chemiczny. Jakoś szczególnie mi to nie przeszkadza, gdyż wraz ze spłukaniem znika z włosów. Co z działaniem ? Tutaj nastąpiło miłe zaskoczenie ! Odżywka trzymana przez kilka minut w trakcie kąpieli wygładza włosy. Podczas spłukiwania już czuć ich miękkość. Zdecydowanie mniej się puszą po jej użyciu, całkiem ładnie również się układają, np po wysuszeniu suszarką są prawie idealnie proste, śliskie, delikatne i przede wszystkim zdyscyplinowane. Ciężko mi powiedzieć w jakim stopniu wpłynęła na kondycję gdyż od jakiegoś czasu jest taka sama. Można ją dostać w sklepie Skarby Syberii, aktualnie jest w promocji za 13,90zł. Cena regularna to 19,90zł za 360ml. Bardzo wydajny produkt, używałam po każdym myciu przez 1,5 miesiąca przy mojej długości włosów jest to niezły wynik. Podsumowując jedynym i trochę uciążliwym minusem jest dla mnie opakowanie ale kiedy opatentujemy wcześniejsze odwrócenie opakowanie do góry nogami problem znika. Działanie jest dla moich włosów świetne, jestem jak najbardziej na tak !




Znacie balsamy Planeta Organica? Macie swoich włosowych ulubieńców wśród rosyjskich kosmetyków?

piątek, 15 sierpnia 2014

Isana zmywacz do paznokci o zapachu migdałów.

Zmywacz do paznokci niby prosta sprawa ale znaleźć dla siebie odpowiedni już nie jest tak łatwo. Jedne wysuszają inne uczulają, powodują rozdwajanie się paznokci. Na dzień dzisiejszy ja już swojego ulubieńca odnalazłam, co jakiś czas co prawda przewinie się również jakaś nowość ale zawsze z podkulonym ogonem wracam właśnie do zielonej Isany ! Dzisiaj postanowiłam podzielić się z wami moimi odczuciami na jego temat.


Sporo osób na pewno go zna. Dostępny w każdym Rossmannie niejednokrotnie oferowany w trakcie promocji przy kasie. Szczerze mówiąc nie pamiętam ile dokładnie dużych butelek już zużyłam, na pewno kilka. Właśnie na dniach wybieram się po kolejne opakowanie. Pojemność 250ml kosztuje 6,99zł, często są w promocji. Wtedy też zazwyczaj go kupuję. Mniejsza wersja 125ml kosztuj 3,99zł, także bardziej opłacalne jest wziąć większy.

Rzut oka na skład :

Jak widzicie jest to wersja z acetonem. Używam go już od ponad roku, czasem trafi się jakiś inny ale i tak wracam do zielonej Isany. Nie zauważyłam żadnego negatywnego wpływu na paznokcie. Nie rozdwajają się, skórki nie są przesuszone. Kupiłam kiedyś wersję bezacetonową i zrobiła mi większe kuku niż ta z acetonem. Jednak o tym w innym poście. Zmywacz jest niesamowicie wydajny, jeśli przeszkadza wam duża butelka zawsze można kupić mniejszą pojemność i zostawić sobie opakowanie, później możemy sobie go przelać. Jeśli chodzi o zmywanie jestem zachwycona. Z kremami radzi sobie błyskawicznie, z brokatami trochę dłużej ale również daje radę, piaski zmywałam bez użycia folii. Przykładałam na kilka sekund płatek nasączony zmywaczem, piasek stawał się miękki i pięknie schodził. Co do zapachu migdałów, ja tam niczego takiego nie wyczuwam. Ma typowy dla zmywaczy zapaszek. Podsumowując jeśli jeszcze nie znaleźliście swojego ulubieńca polecam wypróbować pomimo zawartości acetonu :)


Znacie zmywacze Isany? Która wersja najbardziej przypadła do gustu waszym paznokciom? Macie swoich ulubieńców wśród zmywaczy do paznokci?


niedziela, 10 sierpnia 2014

Garnier Fructis Vitamin Force Shine szampon wzmacniający

Jakoś o szamponach piszę rzadko, kiedy znajduję jakiegoś ulubieńca zużywam kilka opakowań. Dopiero po tym szukam jakiegoś godnego następcy w ramach przerwy. Kiedyś używałam już szamponu Garniera ale wersji Fruity Passion, po dwóch zużytych opakowaniach musiałam zrobić włosom przerwę aby się nie przyzwyczaiły za bardzo. Później trafiłam na szampon Yves Rocher Volume również się polubiliśmy. Jakiś czas temu miałam okazję używać bohatera dzisiejszego postu.


Teoretycznie jest to szampon wzmacniający ale wiecie jak to jest w praktyce. Ten produkt ma po prostu myć i nie przesuszyć nam włosów. Osobiście nie lubię również kiedy szampon plącze włosy, moje zwłaszcza mokre są na to okropnie podatne. Do dziś mam przed oczami fryzjerkę która zwilża moje włosy i próbuje je rozczesać grzebieniem w ramach podcięcia. O zgrozo !



Wracając do szamponu, produkt jest zamknięty w przezroczystej plastikowej butli. Raczej nie powinniście mieć problemu z dostępnością swój kupiłam ostatnio w Lewiatanie. Koszt to około 11-12zł za 400ml. Jest bardzo wydajny. Swoje włosy myję metodą kubeczkową, tzn rozcieńczam szampon z wodą, delikatnie spieniam i dopiero wylewam na włosy. Dzięki temu włosy się nie plątają gdyż nie muszę ich intensywnie pocierać chcąc wytworzyć pianę. Tym sposobem taka butla przy mojej długości starcza mi na 2 miesiące. Małym minusem może być otwieranie produktu, niestety owa zielonka kulka sprawia nam problemy kiedy mamy mokre ręce.

Rzut oka na skład :
Do najłagodniejszych może i nie należy ale mi łagodne nie służą, prędzej czy później wypadają mi włosy lub zaczyna mnie swędzieć skalp.

Konsystencja jest galaretkowata, kolor to lekko przeźroczysta czerwień. Zapach bardzo przyjemny dla nosa, cytrusowy. Szampon świetnie się pieni nawet przy nakładaniu małych ilości. Dobrze myje skalp, radzi sobie z różnymi mieszankami i olejami. Co dla mnie najważniejsze, nie plącze włosów ! Po zmyciu są delikatne i gładkie, wiem że to zasługa różnych składników w nim zawartych. Jednak wolę to niż płacz i zgrzytanie zębów przy rozczesywaniu ich. Już raz tak się załatwiłam jednym szamponem, nawet długo trzymana pod czepkiem maska sobie nie poradziła. Podsumowując jestem jak najbardziej na tak ! Będę do niego chętnie wracać i spokojnie mogę go wpisać na listę produktów, które służą moim włosom.




Znacie szampony garniera? Jacy są wasi ulubieńcy w tej kategorii? Może preferujecie łagodniejsze myjadła?

sobota, 9 sierpnia 2014

Zdenkowani lipiec - sierpień #9

Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Dopiero wczoraj wróciłam do domu. Niestety miałam ciężki dostęp do internetu, nie miałam ze sobą nawet własnego laptopa. Zatem ciężko mi było się zabrać za jakikolwiek post. Miałam nadzieję, że częściej będę na instagramie niestety nawet telefon mi się zbuntował. Dziś chciałabym wam wynagrodzić mą nieobecność i przygotowałam czerwcowo - lipcowe denko.


Włosy


1. Garnier Fructis Vitamin Force Shine - szampon wzmacniający. Bardzo dobrze myje nie plącząc przy tym włosów. Jak dla mnie jest bardzo wydajny, starcza mi na około 2 miesiące. Zdecydowanie polubiłam się z tą serią szamponów Garniera. Mam przygotowaną recenzję, którą opublikuję w najbliższym czasie. Na pewno kupię ponownie.

2. Planeta Organica Aleppo - odżywka turecka. Moje KWC włosowe ! Uwielbiam ją, postanowiłam jej trochę zostawić na czarną godzinę dlatego zużywałam ją bardzo powoli. Teraz oczywiście mam już nowe opakowanie w domu, w końcu znalazłam włosową tajną broń. Już nie muszę się martwić czy moje włosy będą dobrze wyglądać w ważnych dla mnie dniach. Jeśli chcecie poczytać co o niej dokładnie sądzę zapraszam -> Tutaj. Już kupiłam kolejne opakowanie.



3. BingoSpa proteiny kaszmiru i kolagen. Pierwsza proteinowa maska, która nie robi mi masakry na głowie. Puszenie jest delikatne, można je okiełznać. Po użyciu włosy stają się śliskie, błyszczące i nie mam problemów z rozczesywaniem. Dodatkowo ma niską cenę i sporą pojemność, czego chcieć więcej. Moje szczegółowe odczucia znajdziecie -> TutajNa pewno do niej wrócę, najpierw muszę zużyć maski, które mam.

4. Organic Shop figa i olej migdałowy. Kolejna maska, recenzja również pojawiła się całkiem niedawno. Wiązałam z nią ogromne nadzieje ze względu na zawartość oleju migdałowego, niestety trochę się zawiodłam. Skład nie do końca podszedł moim włosom, po umyciu widać było że czegoś im brakuje. W dotyku lekko tępe i spuszone. Recenzję znajdziecie -> Tutaj. Zdecydowanie nie kupię ponownie.

5. Scandic Sleek Line Repair & Shine. Niestety nie załapała się na zdjęcie ale również udało mi się ją zużyć w tym czasie. To już mój drugi KWC tym razem maskowy. Idealnie poskramia oraz nadaje połysk. Włosy są dociążone ale nie przetłuszczone. Nawet po suszeniu suszarką wyglądają znośnie, co u mnie jest nie lada wyzwaniem. Pisałam już o niej w tym  -> poście. Na pewno kupię ponownie.


Twarz


6. Eveline Advance Volumiere - serum do rzęs. Kupiłam je jakiś już czas temu w biedronce. Nie pisałam recenzji, gdyż jakoś nie mam zbyt wiele na jej temat do powiedzenia. Jako serum w sumie nie zrobiła nic, nie zauważyłam żadnego magicznego przyrostu czy zagęszczenia rzęs. Później używałam jej jako bazy pod maskarę. Tutaj pojawiło się pozytywne zaskoczenie. Rzęsy mam równie uparte jak włosy, długie ale raczej sztywne i proste. Po użyciu tego serum, były delikatnie podkręcone, efekt ten wzmacniał dodatkowo tusz. Wyglądało to całkiem nieźle i utrzymywało się przez dłuższy czas. Sama nie wiem czy kupię ponownie.

7. Under twenty multifunkcyjny antybakteryjny krem BB. Jakoś wolę używać kremów BB na co dzień, moja cera nie jest aż tak problemtatyczna, wymagam tylko delikatnego wyrównania kolorytu. Od jakiegoś czasu szukam ideału wśród polskich pseudo BB. Temu produktowi blisko do ideału ale jednak to jeszcze nie to. Dlaczego? Nie pasuje mi jego konsystencja, raczej gęsty ale po nałożeniu na twarz dłużej pozostaje mokry i lepki. Poza tym krycie ma całkiem niezłe i nie znika po godzinie z twarzy. Nie zapchał mi nigdy porów także jak nie znajdę nigdy ideału na pewno do niego wrócę. Pełna recenzja -> Tutaj Może kupię ponownie.


Ciało


8. Balea kremowo-olejkowy żel pod prysznic. Produkty Balea są mi jeszcze nie do końca znane ale zdążyłam się z nimi polubić. Produkt ten bardzo dobrze myje ciało. Wytwarza się delikatna, kremowa piana, która otula naszą skórę. Nie wysuszył mi ani  nie podrażnił. Do tego ma przyjemny zapach. Recenzję znajdziecie -> Tutaj . Jeśli będę miała okazję, chętnie sięgnę ponownie.

9. Tiffi, nie będę się za bardzo na temat perfum rozpisywać, każdy nos lubi coś innego. Mają słodki delikatny zapach, który niestety nie utrzymuje się długo na ciele, a szkoda. Raczej nie kupię ponownie.


Paznokcie 


10. Isana zmywacz do paznokci wersja z acetonem. Zdecydowany ulubieniec pomimo zawartości acetonu. Radzi sobie z każdym lakierem, z kremami błyskawicznie, z brokatami trochę wolniej ale akurat tak jest w przypadku każdego produktu. Zawsze kupuję większą butelkę na promocji, starcza na prawdę na dłuższy okres czasu. Za jakiś czas mam nadzieję, że zbiorę się z napisaniem jego recenzji. Miałam również wersję bez acetonu ale gorzej wysuszała mi skórki, i pojawiał się na nich biały nalot. Zawsze po niego sięgam.

11. Diamentowa baza hean, kolejne miłe zaskoczenie. Szkoda tylko, że nie mam do niej dostępu stacjonarnie. Pozostaje mi zamawianie przez internet a jak wiadomo jednej odżywki się nie opłaca. Bardzo dobrze wpływa na płytkę, paznokcie są mocne, nie rozdwajają się. Nie zauważyłam również żadnych przebarwień. Więcej o niej znajdziecie -> Tutaj. Chętnie do niej wrócę.


To by było na tyle, jak widać powoli zużywam moje głównie włosowe zapasy. Jestem dumna zwłaszcza z 3 masek ! Teraz zostały mi już tylko dwie i to napoczęte ! Było to całkiem różnorodne denko, mam nadzieję że każde następne będzie równie pokaźne :)


Jak tam wasze zużycia? Lubicie widok pustych butelek czy raczej wolicie kupować nowe kosmetyki?

piątek, 25 lipca 2014

Organic Shop Maska do włosów Grecka Figa i Olej migdałowy.

Maskę kupiłam jakoś na początku wiosny, niestety kiedy otworzyłam paczkę okazało się że była pęknięta i część produktu była w kopercie. Dlatego musiałam ją przełożyć do małych plastikowych pojemniczków. Skusiła mnie ze względu na zawartość oleju migdałowego, który ma świetne działanie na włosy. Czy jego dodatek poskromił moje włosy?


W sumie zbyt długiego opisu producenta nie znajdziemy, jedynie :
"Maska ułatwia rozczesywanie włosów, nasyca je witaminami i minerałami, wzmacnia i nawilża suche, matowe włosy, nadaje im blasku. Łagodzi podrażnienia skóry głowy. 
Produkt nie zawiera :
parabenów
SLS
silikonów
syntetycznych substancji zapachowych i barwników" 
[Opis pochodzi ze sklepu skarbysyberii.pl]

Dalej mamy skład :



Maska zamknięta jest niestety w niezbyt trwałym opakowaniu. Wykonane jest z cienkiego tworzywa, czego dowodem było spore pęknięcie w trakcie transportu. Plastikowy słoik zamykany jest na zatrzask. Kiedy ją otworzymy nasze nosy napotyka piękny słodki zapach, w końcu w składzie mamy migdały i figę. Szkoda, że nie utrzymuje się dłużej na włosach. Konsystencja, szczerze mówiąc takiej jeszcze nie spotkałam ! Jak możecie zobaczyć na zdjęciu, maska jest tak gęsta że po wyciągnięciu palców w produkcie pozostaję ich ślad aż do następnego użycia. Można ją dostać w sklepach internetowych np Skarby Syberii. Niestety ma dość wysoką cenę 34,90zł za 200ml. Często można spotkać ją w promocji za 24,90zł również są kupiłam po cenie promocyjnej.


Działanie ! Miałam nadzieję na kolejny włosowy hit. Niestety ten produkt się nim nie okazał ale po kolei. Nakładałam ją na dwa sposoby na dłużej pod czepek oraz na kilka minut zaraz po myciu. W obu przypadkach działała podobnie. Delikatnie ułatwiała rozczesywanie, ale włosy były trochę jakby tępe w dotyku po wysuszeniu. Odczuwałam, że czegoś im brakowało, były niedopieszczone. Jak już kilka razy pisałam ciężko im dogodzić ale wiadomo każdy włos ma inne upodobania. Nie puszyły się tak bardzo jak to mają w zwyczaju, maska je nawilżyła i dodała blasku. Zatem warto spróbować być może u was się spisze :)



Znacie produkty Organic Shop? Używaliście tej maski? Jesteście fanami zagranicznych produktów do włosów niedostępnych u nas, czy pozostajecie przy tych dostępnych w naszych drogeriach?

piątek, 18 lipca 2014

Balea creme-ol dusche czyli kremowo-olejkowy żel pod przysznic

Wróciłam ! Nie było mnie tylko kilka dnia ale najlepiej jednak w domu. To pakowanie /rozpakowywanie jest okropne. Na szczęście już przez rozpakowywanie i pranie przebrnęłam, zatem przychodzę z nowym postem. Tym razem recenzja pewnego produktu do mycia ciała ;)

Żel dostałam jakoś na początku roku, musiał chwilę poczekać na swoją kolej. Kiedy zużyłam poprzednie żele wzięłam się za nieznany mi produkt Balea. Wcześniej już miałam okazję używać jednego z żeli tej firmy ale przez zapach za bardzo się nie polubiliśmy. Jak było w przypadku żelu kremowo-olejkowego?


Produkt jest zamknięty w typowym na żeli plastikowym opakowaniu. Szata graficzna jak dla mnie bardzo przyjemna, taka delikatna. Plus za etykiety, które pomimo codziennego kontaktu z wodą trzymają się w nienaruszonym stanie. 
Żel można dostać w sklepach internatowych, jeśli macie w swoich miejscowościach tzw sklepy z niemiecką chemią również możecie tam zajrzeć może akurat się trafią Cena jest wręcz niska, około 4zł za 250ml.

Rzut okiem na skład :

Ma kremową konsystencję koloru białego. Zapach jest bardzo delikatny i przyjemny. Jakby pistacja, która wcale nie jest nachalna. Żel pieni się bardzo delikatnie ale idealnie myje naszą skórę. Pozostawia ją aksamitnie gładką. Jest na prawdę bardzo wydajny używałam go prawie dwa miesiące. Nie wysuszył ani też nie spowodował u mnie podrażnień. Biorąc pod uwagę cenę i działanie jestem jak najbardziej na tak !



Zapraszam na fanpage :



Znacie produkty Balea? Macie wśród nich swoich ulubieńców? Używałyście tego żelu?